wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 12

Do kuchni wszedł Nialler. Spojrzałam na niego. Miał zamknięte oczy. Zaczął błądzić rękoma po lodówce. Chyba szukał uchwytu żeby ją otworzyć. Otworzył ją. Chwycił parówkę przytulając ją do siebie i gdzieś poszedł. No ale lodówki to nie łaska zamknąć!!! Ale jednak najgorsze jest to, że on pocałował tą parówkę. Otwróciłam się w stronę wyjścia i tam zobaczyłam Lenę.
-Dlaczego Niall śpi przytulony do parówki?-uśłyszałam zdziwienie w jej głosie.
-Lena musze ci coś powiedzieć.-położyłam rękę na jej ramieniu.
-No?-
-Bo on także się z nią całował.-obie wybuchłyśmy głośnym śmiechem.

**Godzina później**
Rozmawiałam z Leną, gdy do kuchni wszedł znowu Niall. Tym razem nie spał...
-Hej Marta.-powiedział zaspanym głosem.
-Hej.-
-Cześć skarbie.-powiedział i chciał pocałować Lenę w policzek ale ona odsunęła się. Dokładnie tak ja planowałyśmy.
-Hej skarbie?! Najpierw mnie zdradzasz, a potem mówisz do mnie skarbie?!-Niall chyba nie kumał o co chodzi, bo ma bardzo dziwny wyraz twarzy.
-Ale jaka zdrada?! Z kim?!-nareszcie się odezwał. Spojrzałam na przyjaciółkę. Chciała utrzymać powagę, ale jej nie wychodziło.
-No to idź zobaczyć do pokoju kto tam leży!-
-Ale tam leżała tylko jakaś parówka.-nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać pod nosem.
-Z która ty spałeś i się całowałeś.-Niall otworzył lekko usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł.
-Naprawdę?-zapytał.
-Tak.-tym razem powiedziałam ja.
-Ale nie martw się Lena. Wyrzuciłem ją przez okno, potem ona trafiła w jakiegoś starszego pana, potem wylądowała na trawniku, a na koniec zjadł ją pies.-Lena uniosła jedną brew.
-Rzuciłeś parówką z okna?-zapytałam.
-No tak.-
-Czy ona trafiła na nasz ogród?-
-No tak.-
-Samba ją zjadła!-krzyknęłam.

**Kilka miesięcy później**
-Marta! Ja chyba rodze!-krzyknęła Lena.
-Chyba czy na pewno?-
-Na pewno!-krzyknęła a ja pomogłam jej dojść do auta, a ja usiadłam na miejscu kierowcy.
-Ty nie masz prawa jazdy.-
-Chcesz rodzić w domu czy w szpitalu?-zapytałam.
-Jedź!-to chyba był rozkaz. Ruszyłam w stronę szpitala. Po 15 minutach dojechałyśmy.

**2 godziny później**
-Odbierz ten zasrany telefon!-krzyknęłam, gdy po raz kolejny nie mogłam dodzwonić się do Nialla. Pomyślałam, że Harry może wiedzieć dlaczego nie odbiera. Wybrałam jego numer i po kilku sygnałach odebrał.

-Halo?-
-Hej, Harry! Wiesz gdzie jest Niall?-
-Nie...a czemu pytasz?-
-Bo jego dziewczyna rodzi, a ja nie moge się do niego dodzwonić!-
-Spokojne...czekaj już tam jade.-
-Po co?-
-Miłe...-
-Wiem.-

Rozłaczył się. Co za świnia.

**Oczami Leny**
-Kiedy zobacze moje dziecko?-po raz kolejny zapytałam pielęgniarkę.
-Pytała pani o to pięć minut temu.-
-Odpowie mi pani.-
-Za chwilę go pani zobaczy.-
Tak ja mówiła pielęgniarka, po kilku minutach przyniesiono mi mojego synka. Był taki słodki. Przyszedł lekarz i zaczął mówić.
-Mam do pani dwie sparwy.-
-Tak?-
-Serce pani synka nie pracuje poprawnie, ale będzie żył. I jeszcze dwie osoby czekają w poczekalni i pytają się czy mogą wejść.-
-Prosze ich wpuścić.-powiedziałam, a po moim policzku spłynęły łzy. Byłam ciekawa kto jeszcze oprócz Marty przyjechał. Lekarz wyszedł z sali, a po chwili zauważyłam Martę i idącego za nią Harrego.
-Hej.-powiedziałam przez łzy.
-Co się stało?-zapytała Marta.
-Serce małego nie pracuje tak jak powinno.-ledwo to wydusiłam z siebie.
-Tak mi przykro. Ale z innej beczki. Jaki on słodki. To po mamusi.-powiedział Harry, a ja się zarumieniłam.
-A no właśnie! Ma na imię Oliver.-powiedziałam.
-A kiedy wychodzisz?-zapytała moja kochana przyjaciółka.
-Ja jutro, on nie za bardzo.-znowu poleciało mi kilka łez.
-Widzisz co zrobiłaś?-powiedział Harry i mnie przytulił. Poprosiłam ich żeby wyszli, bo jestem zmęczona, a Olivera oddałam pielęgniarce, która go gdzieś zabrała.
-Kochany ten pani chłopak.-powiedziała kobieta obok.
-To mój przyjaciel. Mój chłopak...sama nie wiem nawet gdzie jest.-
-Przepraszam.-
-Nic się nie stało.-mruknęłam i obróciłam się na drugą stronę. Wziełam telefon do ręki i wybrała numer mojego chłopaka. Nie odbierał. Znowu. Coś czuję, że on zmusza się do roli ojca. Niby się cieszy, że jestem w ciąży, a po kilku miesiącach ma mnie w dupie. On mnie i Olivera chyba nie kocha. I co ja głupia myślałam, że będziemy szczęśliwą rodzinką? Jego miłość do mnie prysła, jeżeli ona w ogóle istniała.

**Dwa dni później**
Wstałam z łóżka. Spojrzałam na zegarek. Godzina 9:30. Ubrałam się i zeszłam na dół. Chwyciłam do ręki jedną kanapkę i wyszłam z domu. Chłopcy i Marta coś tam do mnie mówili, ale ja ich nie słuchałam tylko wyszłam. Poszłam s stronę szpitala. Gdy tylko tam weszłam. Jedna łza spłynęła po moim policzku. Szybko ją otarłam i podeszłam do recepcji? Nie wiem jak to nazwać. Kobieta za ladą kazała udać mi się na pierwsze piętro. Podeszłam do widny i czekałam aż te drzwi mi się otworzą. Jakoś nie miałam siły iść schodami. Drzwi windy się otworzyły. Gdy tylko kilka osób wysiadło ja wsiadłam i wcisnęłam guzik. Nie minęło kilka sekund, a już byłam na pierwszym piętrze. Wysiadłam z windy i ruszyłam w stronę drzwi, które prowadziły do sali gdzie leżał mały. Weszłam tam. Ukucnęłam przy jego inkubatorze. Delikatnie głaskałam jego główkę. Dlaczego to mnie spotkało? Usłyszałam otwieranie i zamykanie drzwi. Odwróciłam się. Ta sama blond czupryna.
-Hej Lena.-powiedział.
-Możemy porozmawiać?-
-Jasne.-powiedział, a ja wyszłam z sali.
-Po co tu przylazłeś?-zapytałam.
-Odwiedzić mojego synka i moją dziewczynę.-
-Teraz Ci się przypomniało, że masz syna i dziewczynę?!-zapytałam.
-Ale o co Ci chodzi?-
-Weź mnie nie rozśmieszaj! Dzwoniłam do ciebie chyba ze sto razy, ale po co odebrać?! Po co dowiedzieć się, że twój syn może umrzeć?! Po co?!-cały czas krzyczałam.
-Ale jak to?-
-Tak to!!! Ma chore serce.-powiedziałam już bardziej spokojnie. Chciał mnie przytulić, ale odepchnęłam go od siebie.
-Lena...-powiedział.
-Przez kilka miesięcy miałeś mnie w dupie!! Teraz ja mam ciebie!! Mam cię dosyć!! Żałuję, że Cię poznałam!! Wiesz?! To koniec!! Zapomnij o nas!!-czułam się okropnie. A te łzy w jego oczach dołowały mnie jeszcze bardziej.
-Lena.-powiedział kucając przy mnie.
-Wynoś się!! Daj mi spokój!!-krzyknęłam, a on powili zaczął kierować się w stronę windy.

**Oczami Nialla**
Brawo Haron, spieprzyłeś swój związek już po raz drugi. Spojrzałem ostatni raz w jej stronę. Płakała i to przezemnie. Pojechałem do domu. Weszłem. W salonie siedziała Marta z Harrym.
-O cześć Niall. Byłeś u Olivera?-zapytała Marta.
-U kogo?-zapytałem zdziowiony.
-Kurwa Niall! U twojego syna! Ty nawet nie wiesz jak się twoje dziecko nazywa?! Dzwoniliśmy do ciebie po trzysta razy! Ona rodziła, a zamiast ciebie to ja i Harry trzymaliśmy ją za rękę! Nawet nie wiesz jak to boli kiedy rodzisz! Jak se przepchniesz nadmuchaną piłkę plażową przez dupe to wtedy będziesz wiedział jak to boli!-wydzierała się na mnie Marta, a Harry musiał ją uspokojać, aby mnie nie zabiła. Do salonu zszedł Louis, a Marta zaczęła płakać ze złości. Louis ją przytulił. Mam tego dość. Każdy się na mnie wydziera. Chwyciłem kurtkę i wyszedłem.

**Oczami Marty**
**Wieczór**
Siedziałam w moim ulubionym miejscu, czyli salonie i oglądałam jakiś serial. Do domu przyszła Lena. Miała całe czerwone oczy od płaczu.  Podbiegłem do niej i ją przytuliłam.
-Przez takich dupków jak on, nie należy płakać. Zrozumie co zrobił. Jeżeli kocha to wróci.-uśmiechnęłam się do niej. Ona odwzajemniła uśmiech, a po kilku sekundach pokierowała się w stronę schodów. Weszła na górę do pokoju, który dzieliła z Niallem, a ja za nią.
-Pomożesz mi?-powiedziała chwytając do ręki kilka ciuchów.
-Ale co ty robisz?-zapytałam.
-Ide do drugiego pokoju.-
-Już myślałam, że mnie z nimi zostawisz...-
-To co pomożesz?-zapytała podając mi kilka rzeczy.
-Pytanie...oczywiście, że ci pomogę.-

**Godzine później**
-Skończone.-
-No nie do końca.-powiedziałam wskazując na wielką stertę rzeczy na łóżku.
-Trzeba to tylko pochować do szafy.-
-Tylko.-
-Jeżeli będziesz mi podawać ciuchy, a ja je chować do szafy to skończymy w 15 minut.-powiedziała Lena i podeszła do szafy.
Miała racje. 15 minut później wszystko było na swoim miejscu.
-Dziękuje kochana.-powiedziała i mnie przytuliła.
-Nie ma za co.-uśmiechnęłam się do niej i wyszłam z pokoju. Spojrzałam na zegarek, który wisiał na ścianie. Za 20 minut będzie pół noc. Usłyszałam trzask drzwi i Nialla, który ledwo co chodził. Serio Niall myślisz, że upicie się w czymś Ci pomoże? Nie zwracając na niego uwagi poszłam do pokoju. Przebrałam się i poszłam spać.

********************

Przepraszam was, że tak późno dodaję i za to, że ten rozdział jest strasznie krótki ale tak wyszło. Mam nadzieję, że Rozdział 13 będzie dłuższy, ale wszystko zależy tylko od mojej weny.

poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział 11

**30 minut później**
Pomyślałam, że pójdę sprawdzić czy u Hazzy wszystko w porządku. Tak ja pomyślałam tak zrobiłam. Weszłam do pokoju i zastałam go stojącego i grającego na telefonie.
-Harry mam tylko jedno pytanie?-
-Tak...-powiedział nie odrywając wzroku od telefonu.
-Dlaczego nie usiądziesz?-
-Bo przez Zayna nie mogę usiąść! Jak ja będę spał?!-
-Na brzuchu-dziwnie na mnie spojrzał-no wiesz brzuch na materacu, a dupa do góry.-
-Zrozumiałem za pierwszym razem... coś jeszcze chcesz, bo jak nie to papa.-
-Też cię lubię...ja tu się martwię, a ty z pokoju mnie wyrzucasz...Mam focha.-
-Spoko...a teraz możesz wyjść?-wytknęłam mu język i wyszłam.
-Lena, proszę pomóż mi.-zobaczyłam Natt stojącą dokładnie przede mną.
-Ok...czemu nie...-powiedziałam i poszłam do jej pokoju.
-Ok, którą sukienkę wybrać?-pokazała mi dwie sukienki. Czarną i biało-różową? No chyba wiecie o jaki kolor mi chodzi...chwilę się zastanawiałam i powiedziałam.
-Zdecydowanie tą jaśniejszą...a jeżeli mogę wiedzieć to gdzie się wybierasz?-
-Idę na kolację z takim jednym kolegą.-
-Randka?-
-Tak...-
-A Louis wie?-
-Nie...przecież on by się nie zgodził, żebym gdzieś wyszła wieczorem.-
-No tak cały on-
-A pomożesz mi z makijażem?-
-Jasne.-powiedziałam, a ona podała mi kosmetyczkę. Chyba chodziło jej o to, żebym to ja miała jej zrobić ten makijaż. Po 20 minutach miała piękny makijaż, założoną sukienkę, szpilki, i torebkę. Pominęłam już różne dodatki.


**Oczami Natalie**
Dzięki Lenie wyglądałam ślicznie.
-Dziękuje kochana, to ja idę-ona uśmiechnęła się do mnie. Zeszłam ze schodów i już miałam otwierać drzwi, gdy usłyszałam głos za sobą.
-Gdzie się wybierasz?-odwróciłam się i kto tam stał? Mój kochany kuzynek.
-Yyy...na...na spotkanie z przyjaciółkami.-skłamałam.
-I tak się odstawiłaś?-
-Chce ładnie wyglądać! Nie mogę?! Ukarzesz mnie za to?! Mogę już wyjść, nie chcę się spóźnić.-ostatnie zdanie powiedziałam jakoś łagodniej.
-Idź, ale wróć przed dziesiątą i dla jasności wieczorem.-
-Aż taka głupia jak ty to nie jestem. I nie mów mi o której godzinie mam wrócić! wychodzę.-powiedziałam i wyszłam trzaskając drzwiami. Szłam jakieś 15 minut. Weszłam do restauracji i szukałam mojego ,,kolegę''. Mój wzrok przystanął na tym właściwym i uśmiechniętym chłopaku.

Bez zastanowienia ruszyłam w jego stronę. Usiadłam na krześle.
-Hej.-powiedział i pocałował mnie w policzek.
-Cześć. Długo czekałeś?-
-Nie.-
Okazało się, że jest bardzo zabawny. Mam nadzieję, że nam się uda.

**Godzinę później**
-Odprowadzę cię.-
-Okay.-udawałam powagę, lecz w głębi duszy cieszyłam się jak małe dziecko. Szliśmy ciągle się śmiejąc. Wydaje mi się, że za szybko doszliśmy do mojego domu.
-A jutro się spotkamy?-widziałam promyk nadziei w jego oczach.
-Oczywiście.-pocałowałam go w policzek i poszłam do drzwi. Pokiwałam mu i weszłam do domu. Oczywiście stał tam Louis.
-Czego?-zapytałam się, gdy nie chciał mnie wpuścić na górę.
-Fajną masz koleżankę.-
-Odpuść.-powiedziałam i jakoś przepchnęłam się przez jego rękę. Udałam się do mojego pokoju. Weszłam i rzuciłam torebkę gdzieś w kąt. Rzuciłam się na łóżko i usłyszałam dźwięk sms-a. Leniwie zwlekłam się z łóżka i zaczęłam szukać mojej torebki, która leży gdzieś na podłodze. Nie mogłam jej znaleźć. Usłyszałam kolejny sms i wtedy dotarło do mnie, że ona leży koło mnie. Wyciągnęłam telefon i zobaczyłam dwie nieodebrane wiadomości od Matta-tak miał na imię ten mój kolega-.

 Od: Matt
Jutro o 17?

 Od: Matt
Ignorujesz mnie?

 Do: Matt
Nie, nie ignoruje cie :-) i tak jutro o 17. Do zobaczenia.

 **Następny dzień**
Obudziłam się dość wcześnie, ponieważ ktoś cały czas dobijał się do drzwi. Kto normalny przychodzi i wali Ci w drzwi o dziesiątej rano?! Oj...myślałam, że jest dziewiąta. Wstałam z łóżka, zeszłam na dół. Rozejrzałam się. Nikogo nie było. A może nikt nie puka, a to tylko moje przewidzenia. Jednak nie, ktoś znowu zapukał. Jak najszybciej ruszyłam w stronę drzwi. Otworzyłam je. Nie wierze tam stała...Emma. A no tak wy nie jesteście w temacie. Emma to moja najlepsza przyjaciół od przedszkola. Zawsze trzymałyśmy się razem. Jak się pokłóciłyśmy, to po godzinie znów byłyśmy przyjaciółkami.
-Hej Emma! Co ty tu robisz?-
-Przyjechałam do ciebie...i chciałam się wciągnąć na zakupy.-
-Okay tylko daj mi 30 minut-
-15.-
-20 minut.-bez jej odpowiedzi ruszyłam do pokoju.

**Oczami Marty**
Wstałam z łóżka. Nie spałam od dłuższego czasu i znudziło mi się leżenie w łóżku. Zeszłam na dół i zobaczyłam jakąś dziewczynę. Kto tu ją wpuścił?
-Hej kim jesteś?-zapytałam podejrzliwie.
-Jestem Emma, przyjaciółka Natt.-
-Aha, ja jestem Marta.-powiedziałam i czym prędzej poszłam do kuchni. Po kilku minutach usłyszałam jakieś chichoty i trzask drzwi. Wyszły. Jej będę miała trochę spokoju. Dlaczego? Bo wszyscy śpią, a ja mam już serdecznie dosyć krzyków chłopaków. Chwilę myślała i o tym i też co zrobić sobie na śniadanie. Zrobiłam płatki z mlekiem i usiadłam z nimi do stołu. Choć raz mogę zjeść w świętym spokoju. Z Góry usłyszałam trzask drzwi, a po chwili w do kuchni wszedł...

********

Hejka! Dziś dodaje we wtorek! Dlaczego? Trochę mi się nudzi w domu. Ale i tak ferie to najlepsze co może być. Dobra dobra nie zanudzam was. Następny rozdział pojawi się w poniedziałek lub środę. To wszystko.  

wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 10

Przecież tam CZARNO na BIAŁYM było napisane, że...że...jej matka nie żyje.
-Ej? Ale jak to?-
-Ty nie umiesz czytać?-
-Umiem...-odpowiedziałem i czytałem dalej.
Zginęła w wypadku samochodowym.
Straszne. Tak bardzo chciałbym pomóc Marcie, ale nie wiem jak.
**Oczami Leny**
Chciałam pujść do kuchni, ale usłyszałam jakiś krzyk. Podąrzyłam za nim i dotarłam do łazienki. Weszłam i zobaczyłam Harrego który był w samym ręczniku.
-Co się stało!!??-próbowałam go przekrzyknąć. W końcu nie wytrzymałam.-Zamknij mordę i powiedz co się stał!!!-
-No bo...-nie dokończył, bo mu przerwałam.
-Nie stop! Najpierw podciągnij ręcznik!-zrobił to o co poprosiłam.
-Teraz możesz kontynuować.-
-No bo ja chciałem wziąść kąpiel, a to co coś chciało mnie zjeść lub nawet gorzej, zabić!-
-Ale co?-pokazał na miejsce obok kibelka.
-Tam jest! Weź go!-wziełam to na ręce.
-Coś jeszcze czy krzyczałeś tylko z powodu małago psa Marty?-zapytałam powstrzymując śmiech.
-Dobra idź bo to coś na prawdę mnie zje, zabije lub nawet zgwałci.-w tej chwili do łazienki wszedł Lou.
-Musisz ze mną iść.-powiedział i mnie pociągnął.
-Lena chyba o czymś zapomniałaś.-ten sam słodki pisk. Harry. Poszłam do łazienki wziąść psa i dalej ruszyłam za nim. Doszliśmy do jego pokoju, który dzielił z Martą. Weszłam i zobaczyłam ją płaczącą. Podbiegłam do niej i zapytałam:  co się stało?. Lou mi wszystko wytłumaczył.
-Marta nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Masz mnie, Louisa, no i chłopców.-
-Dziękuje wam! Kocham was wszystkich.-widziałam mały uśmiech, który wkradł się na jej twarz. Wiedziałam, że to dla niej smutne. Straciła najbliższą jej osobę, a szczególnie , że ojca nie znała. Zawsze była zrzyta ze swoją mamą. Szkoda mi jej. No ale matki jej nie oddam chociaż chciałabym. Zrobiłabym wszystko by była szczęśliwa.
-Mam coś dla ciebie.-powiedziałam i za pleców wyciągnełam jej pieska.
-Jeju gdzie on był.-zapytała szczęśliwa i położyła Sambe na kolanach.
-Można powiedzieć, że mieszkał za kibelkiem.-na moje słowa uśmiechneła się.
-Szkoda tylko, że na pogrzebie się nie pojawię...-
-Jak to?-tym razem odezwał się Louis.
-Bo on jest w Polsce, a ja nie chce was zostawiać.-po tych słowach od razu się uśmiechnęłam. Jaka ona kochana. No ale nie mogę dopuścić do tego by przez nas nie pojawiła się na czymś ważnym. To niedopuszczalne.
-Mogłabym teraz zostać sama?-razem z Lou pokiwaliśmy głową i wyszliśmy. Poszłam do pokoju. Zobaczyłam, że Niall czytał książkę. Podbiegłam do niego.
-Kochanie nie masz czasem gorączki?-zapytałam i sprawdziłam jego czoło.
-Dlaczego pytasz?-
-Bo czytasz...-
-To już nie mogę sobie poczytać?-
-No nie.-zrobił smutną minkę i odwrócił się do mnie plecami.
-Podano do stołu!!-krzyknął Harry, który niedawno temu był w łazience. Niall zszedł z łóżka i poszedł ma obiad. Ja zrobiłam to co on. Podczas jedzenia brakowało tylko Liama, który wpadł do kuchni jak głupi.
-Jedziemy na wakacje!!-krzyknął uradowany.
-Ja nie mam ochoty.-powiedziałam równo z Martą i Louisem.
-Bez was nie jedziemy!-krzyknął już bardziej smutny Liam.
-No prosze was!-krzyczał Zayn-Ja chce jechać, ja chce jechać!!-ktzyczał waląc w stół pięściami.
-Chłopacy to na prawdę nieodpowiedni moment...-powiedział Lou i wyszedł.
-Harry-zwrócił się do niego Zayn-nie żeby coś, ale ten sos jest lekko przypalony.-
-No ja przynajmniej umiem odróżnić kobiete od faceta...-odpowiedział mu Hazza, unosząc jedną brew.
-Dobra zamknij się już...-powiedział i rzucił w niego ścierką. Czasami zastanawiam się czy ta przeprowadzka do nich to był dobry pomysł!...nie służy to zbyt dobrze mojemu umysłowi...oni wykańczają mnie fizycznie, jak i psychicznie!...
-Stary..ta ścierka była brudna!-Krzyknął Harry, a Malik prawie spadając z krzesła zaczął uciekać. Gonili się tak wokół kanapy. Zayn znalazł na kanapie jakieś ciastka i krzyknął:
-Odejdź, bo jak nie to zjem twoje ciasteczka!!!-
-Ale to nie moje ciasteczka!-
-To kogo?!-
-To moje ciasteczka!!-krzyknął Horan. Podszedł do nich i je wziął, a już po chwili zajadał się nimi, jednocześnie patrząc jak Ci debile się gonią. Widziałam, że nawet Marta się śmieje. I tyle mi wystarczy...chciałam tylko, żeby się nareszcie uśmiechnęła. Odeszłam od stołu. I usiadłam koło Nialla na kanapie i patrzyłam jak chłopcy się ganiają. Normalnie film w 3D! I po co płacić za kino?! To jest darmowe i śmieszniejsze! A szczególnie to jak ciągle się o coś potykają. Zayn przystanął, bo brakowało mu tlenu, a Harold w tym czasie wskoczył mu na plecy...ZARAZ CO?!
-Zawieź mnie do pokoju, mój podwładny koniku!!-Zayn wypuścił powietrze z ust i pokierował się w stronę schodów. Poszli do góry, ale nie na długo. Dlaczego? Bo usłyszałam wielki huk. Spojrzałam w stronę schodów, a tam leżeli oni. Zaczęłam się śmiać w niebo głosy i reszta ze mną.
-Aż taki ciężki jestem?!-krzyknął obrażony Harry.
-No wiesz ty tego nie odczuwasz, bo nie wozisz się na swoich plecach!-jak dla mnie i większości to zdanie nie miało sensu.
-CO?!-zapytali wszyscy chórem.
-Sam tego nie zrozumiałem...-powiedział, wstał i podał swojemu koledze, który leżał pod nim rękę.
-Chyba mam siniaka.-
-Gdzie?-
-Na dupie-wszyscy się zaśmialiśmy-ale ja nie żartuję.-powiedział i poszedł na górę bardzo ale to bardzooooo dziwnie wchodząc po schodach...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejo wszystkim!!! Wracam do was z Rozdziałem 10!!! Mam ferie więc postaram się wcześniej napisać kolejny!!! może pojawi się w poniedziałek, ale kto wie czy będzie mi się chciało pisać. Dobra nie zanudzam was.
P.S.-Komentarze naprawdę motywują nas do dalszej pracy! 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ